Czułem, że czujesz to co ja, może się mylę. Czułem tak, gdy spojrzeniami spotkaliśmy się przez chwilę.

Obudziła się przed nim i od razu ruszyła do kuchni. Przechodząc przez salon spojrzała na brata  pogrążonego w śnie. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, co się wydarzyło. Nie miała pojęcia, dlaczego Nadia tak po prostu zakończyła coś, co trwało tyle lat. Coś, co dawało mu siłę do ciągłej walki i sprawiało, że na jego twarzy wciąż widniał uśmiech. Zawsze podziwiała ich za to, iż na każdym kroku potrafili okazywać sobie miłość. W każdym, choćby najmniejszym geście starali się okazać coś wyjątkowego. A ona zawsze powtarzała, że wyjątkowe jest właśnie to, co jest między nimi. Zawsze czuła przyjemne ciepło w okolicach klatki piersiowej, widząc brata, trzymającego ją w ramionach lub całującego w skroń. Kiedyś przybiegł do niej i powiedział, że chce się oświadczyć. Że jest pewien, iż to właśnie z Nadią chce spędzić resztę swojego życia. Mieć dom, psa, dzieci, wnuki i cudowny żywot. Ucieszyła się. Była dumna, że sam podjął tak ważną decyzję i wspierała go na każdym kroku. A kilka dni później odwiedził ją zdołowany, mówiąc, że tak źle jeszcze nie było. A później było jeszcze gorzej. Chodził przybity i wiecznie marudził. Nie uśmiechał się, nie potrafił dostrzec niczego zadowalającego. Nawet jego gra się posypała. Snuł się po boisku, byleby dotrwać do końca treningu, a później od razu zaszywał się w mieszkaniu lub nocnym klubie. Bolał ją taki widok brata. Chciała mu pomóc, jednak nijak się nie dało. Wieczne kłótnie, fochy, brak czasu z jej strony i bezradność Wojtka. Przecież ona nawet nie daje się dotknąć  mówił i wtedy spał na kanapie lub u siostry. A kiedy wreszcie podjął prawdziwą walkę i wydawałoby się, że wygrał, Nadia odeszła. I ona wiedziała, że on się z tego nie pozbiera i teraz szczególnie musi być przy nim.
-Obudziłam cię? -uśmiechnęła się w kierunku brata, a ten przecząco pokiwał głową.- Dobrze spałeś?
-Właściwie nie spałem. Zasnąłem nad ranem -wzruszył ramionami i usiadł przy stole, biorąc w dłonie kubek z gorącą kawą.- Wiesz, dużo o tym myślałem. I doszedłem do wniosku, że ja nie potrafię nawet wyobrazić sobie życia bez niej. Właściwie to ona jest całym moim życiem.
-Wojtuś, nie będzie życia bez niej -położyła dłoń na jego policzku i głośno przełknęła ślinę.- Zawalczysz. Musisz. Przecież musiała mieć jakiś powód, tak? A ty dowiesz się jaki i dasz jej tysiąc innych, które potwierdzą, że musicie być razem -uśmiechnęła się nikle, a w jego oczach dostrzegła błysk nadziei. Nie da mu się poddać. Na boisku zawsze walczy do końca i nikogo się nie boi. Ona pomoże przełożyć mu to na życie codzienne.
-Wierzysz, że się uda?
-Jestem przekonana -cmoknęła go w policzek i podeszła do lodówki. Zabrała się za przygotowywanie śniadania.
Spojrzał na nią z wielką wdzięcznością. Za każdym razem dziękował Bogu za to, że ma taką wspaniałą siostrę. Nigdy nie byli typowym rodzeństwem, które okładało się pięściami za najmniejszą głupotę. Oni bronili się na każdym kroku. Wszyscy wiedzieli, że z Lidką się nie zadziera, bo jej brat jest zdolny do wszystkiego. Krył ją przed rodzicami, chociaż momentami sam był dla niej jak ojciec. Czasami miała mu to za złe, jednak zawsze uśmiechała się z dumą, gdy jej koleżanki potajemnie do niego wzdychały.
Dzwonek do drzwi. Zerwał się z krzesła, jednak ona go wyprzedziła, śmiejąc się z jego ślamazarnych ruchów. Potrząsnął głową z niedowierzaniem. Mimo tego, że na karku ma już grubo ponad dwadzieścia lat w niej wciąż siedzi coś z dzieciaka.
-Stęskniłem się -już w progu wpił się w jej malinowe usta, mocno przyciskając do ściany. Stopą zamknął drzwi i delikatnie przesuwał w kierunku sypialni.
-Karol... -przerwała gorące pocałunki, gdy przechodzili przez kuchnię. Oderwał się od niej i jego wzrok od razu napotykał Wojtka.
-Cześć stary -powiedział niepewnie, wyciągając dłoń w jego kierunku, którą po chwili ściska przyjmujący.
-Może zostawię was samych, co? Przyda mi się spacer. Kłosu, pamiętaj o popołudniowym treningu -puścił perskie oczko w jego kierunku i zignorował marudzenie Lidki, że nie może wyjść bez śniadania, po czym opuścił mieszkanie. Zbiegł po schodach, włożył słuchawki w uszy i założył kaptur. Chłodne powietrze owiało jego twarz, jego przykurczona sylwetka odbijała się w kałużach. Spokojnie podążał po mokrych ulicach Bełchatowa. Na pośpiech innych patrzył tylko z boku.
Przechodził ulubionym parkiem obok szpitala. Kiedy szedł obok wejścia do przychodzi w jego słuchawkach akurat leciał jej ukochany Pezet. Uśmiechnął się pod nosem i podniósł głowę, a jego wzrok przykuła dosyć wysoka szatynka stojąca na schodach. Zmrużył oczy, aby lepiej jej się przyjrzeć i po chwili był niemal pewien, że to Nadia. Wypuścił głośno powietrze i już miał ruszyć w jej kierunku, gdy podszedł do niej inny mężczyzna. Powiedział jej coś na ucho, a ona odsunęła się od niego i szybko zaczęła coś tłumaczyć, nadmiernie gestykulując. On tylko przetarł zmęczoną twarz dłonią, objął ją ramieniem i pocałował w policzek, po czym ruszyli schodami w dół. Nie spuszczał z nich wzroku, a ona jakby to wyczuwając odwróciła głowę w jego kierunku. Ich spojrzenia momentalnie się spotkały, a dziewczyna się zatrzymała. Dzieliło ich zaledwie kilka metrów. Jego spojrzenie było puste, a jedyne co można było z niego wyczytać to smutek. Jej oczy zaszły łzami. Zrobiła krok w jego stronę, jednak on szybko się odwrócił.
-Wojtek! -krzyknęła jeszcze drżącym głosem, jednak było już za późno. Był jak w amoku, biegł najszybciej, jak potrafi, nie patrząc nawet na drogę. Nadia? Pod szpitalem? Z innym mężczyzną? To był ten powód?
Zatrzymał się dopiero pod pierwszym lepszym barem i bez chwili zawahania wszedł do środka.
-Wojtek? Co ty tu robisz o tej godzinie?
-Nie chcę żyć, idź po wódkę. 
~*~
To wcale nie będzie takie proste, jak się może wydawać.
Trochę mi nie wyszło, ale przekaz pozostał taki, jak ma być.
Do następnego, kochane.